Obowiązkowa polisa od żywiołu – czy przymus jej kupna miałby sens?
Kolejny rok z rzędu pół Polski walczy ze skutkami powodzi. Huragany, zalania, susze i trąby powietrzne to niestety coraz częstsi goście w naszym kraju. Zmiany klimatu i wynikające z nich niszczycielskie zjawiska atmosferyczne powodują, że coraz częściej wraca pomysł obowiązkowego ubezpieczenia na wypadek klęsk żywiołowych. Już po wyjątkowo burzliwym lecie w 2008 roku, politycy rozważali stworzenie Narodowego Programu Ubezpieczeń, czyli powszechnych polis, wtedy tylko od powodzi. Według ówczesnych planów składka miała wynosić wtedy nie więcej niż 100 zł. Czy wkrótce będziemy płacili obowiązkowe ubezpieczenie „od ryzyk klimatycznych”?
Statystyki nie kłamią: od czasu pamiętnej powodzi w 1997 roku podwoiła się liczba burz, huraganów, podtopień i powodzi na całym świecie. Polska nie pozostaje w tych statystykach w tyle. Majowa fala powodziowa w ciągu zaledwie kilku dni w niektórych miejscach przyniosła 60 litrów wody ma metr kwadratowy, czyli równowartość miesięcznej średniej opadów! Mimo pogarszających się praktycznie z dekady na dekadę warunków pogodowych wciąż nie wszyscy ubezpieczają swój majątek, w tym najbardziej narażone na szkody nieruchomości. Aktualnie od powodzi ubezpieczonych jest 90% budynków rolnych, 60% budynków jednorodzinnych i 40% budynków wielorodzinnych. Wśród grupy nieubezpieczonych, oprócz tych świadomie rezygnujących z ochrony, są też mieszkańcy terenów zalewowych, gdzie prawdopodobieństwo powodzi jest zbyt duże, by ubezpieczyciel podjął się zawarcia umowy ubezpieczenia.
Ceny podstawowych ubezpieczeń nieruchomości oscylują wokół 150-200 zł rocznie. Niestety klienci często kierowani oszczędnością wybierają zbyt niskie sumy ubezpieczenia, które w razie potrzeby nie dają możliwości pełnego odtworzenia majątku. Inną kwestią, która umyka niektórym przy zawieraniu umowy, jest brak klauzuli o ochronie od powodzi.
Nie da się ukryć, że klimat się zmienia – ostatnie cztery lata były najcieplejszymi w historii prowadzonych od 1880 roku pomiarów. Niespotykanych dotąd często zjawisk pogodowych będzie w przyszłości coraz więcej. Rosnąć też będzie liczba katastrof wynikających z ekstremalnych zjawisk pogodowych. Pomysł wprowadzenia obowiązkowych polis „od skutków żywiołu” pojawiał się już wiele razy, jednak nigdy nie doszedł do skutku.
Co musiałoby wchodzić w skład takiego systemu? Przede wszystkim polisa powinna zawierać w sobie ochronę przed zmianami klimatu i wszystkimi skutkami tych zjawisk bez ograniczania się do ochrony wyłącznie przed np. powodziami czy huraganami. Składka mogłaby być stosunkowo niewielka, jeśli wszyscy właściciele nieruchomości byliby objęci systemem. Bardzo możliwe, że podobne rozwiązanie będzie konieczne i zostanie wprowadzone w bardzo niedalekiej przyszłości i będzie to jedyny sposób na finansowanie skutków zmian klimatu.
Zdecydowanie kwestią sporną może okazać się wysokość składek i sposób ich naliczania. Różnice w kwotach mogą wynikać z lokalizacji nieruchomości, bo np. mieszkańcy nadmorskich miejscowości są zagrożeni zalaniem w wyniku cofnięcia się wody z morza, natomiast mieszkańcy terenów górskich mogą obawiać się trąb powietrznych. Dużo ludzi zamieszkuje również tereny, które pozornie nie są zagrożone. Ryzyka są różne, więc być może składki również powinny być zróżnicowane? Na razie nie ma dobrej odpowiedzi na ten temat, ale jedno pozostaje pewne – rosnąca liczba susz, huraganów i powodzi sprawia, że próby znalezienia „masowego rozwiązania ubezpieczeniowego” będą wracały w najbliższych latach jak… nie, nie jak bumerang – w tej sytuacji należałoby raczej powiedzieć: jak huragan.
JN